Budowa domu jednorodzinnego jest najmniej ekologicznym, najmniej energooszczędnym i najmniej opłacalnym sposobem na zamieszkanie – w odniesieniu zużytej energii do ilości ludzi jakim daje komfortowe schronienie. Choćbyś nie wiem jak nowoczesny, pasywny, aktywny i zdrowy dom wybudował zawsze zużyjesz więcej energii, materiałów i sił niż gdybyś kupił sobie mieszkanie w bloku wielorodzinnym lub… zamieszkał w namiocie. Wyjątkiem od tej reguły jest budowa siedliska, ekologicznej farmy, która w założeniu ma być w pewnym stopniu samowystarczalna. Wewnątrz i wokół której mają domknąć się obiegi cyrkulacji wody, materii i energii.
Można wyjść z założenia, że najmniejszą szkodę środowisku przyniosłoby nasze nie-działanie. Nie-budowanie. Nie-inwestowanie. Skoro każde z naszych działań inwestycyjnych przyniesie szkodę środowisku, to najlepiej byłoby nie inwestować. Nie rozpoczynać. Trawestując piękną pieśń Turnaua można by napisać: „Nim zbudujesz dom pomyśl i zważ, jak dalece słuszny to krok i czy na pewno jest sens*”
Ale czy na pewno? Można sobie wyobrazić takie sytuacje w których działania człowieka – inwestora przyniosą w docelowej perspektywie, mierzonej co najmniej cyklem życia budynku, korzyści środowisku lokalnemu. Tak właśnie rozumiem sens pojęcia projektowania ekologicznego, którego szczególnym przypadkiem są projekty permakulturowych siedlisk. Było mi dane takie siedlisko zaprojektować na Truskawkowych Polach pod Czarnkowem i nadzorować tam budowę domu, którego realizacja uzyskała główną nagrodę w konkursie PLGBC w kategorii domów jednorodzinnych. Jednym z aspektów decydujących o przyznaniu nagrody było właśnie zaprojektowanie synergicznej współpracy pomiędzy domem, mieszkańcem a ogrodem.
Działając więc zgodnie z etyką permakultury, etyką poszanowania zasobów powinniśmy myśleć o projektowaniu tylko dla takich miejsc, które wymagają przyrodniczego naprawienia. Takiego projektowania w wyniku którego zwiększy się bioróżnorodność, oczyści się woda, ustabilizuje lokalna wilgotność i kwasowość gleby, wyhamuje jej erozja a mieszkańcy tego – planowanego przez nas miejsca – będą sukcesywnie, wraz ze wzrostem plonów gospodarstwa, zmniejszać swój negatywny odcisk na środowisku naturalnym, zużywać coraz mniej paliw kopalnych, ale za to gospodarować coraz więcej deszczówki. Zużywać coraz mniej opakowań jednorazowych, ale za to produkować własną żywność w naturalnym, pierwotnym rytmie zestrojonym z rocznym cyklem natury. Obserwować i doglądać ogród. Przechadzać się pośród niego i wykorzystywać bogactwo, które on daje w dobrze zaprojektowanym domu z wygodną kuchnią. Nie bez kozery w takim podejściu do opisania problemu jakoś bardzo już blisko do symbolicznego Edenu prawda? :)
Oczywiście raju na ziemi nie stworzymy. Wiele podobnych prób w historii zakończyło się już mniej lub bardziej spektakularnymi porażkami, a mimo to ten mit jest wieczne żywy. Przybiera tylko różne formy, rozwija się w różnych „denominacjach”, natomiast zawsze ma niezwykłą siłę spajania społeczności.
Czy to „turbo-słowianie”, czy „anastazjowcy”, czy Amisze, a wcześniej „mennonici”, radykalni weganie i fundamentalni chrześcijanie, czy bracia cystersi. Śladów po próbach wprowadzania mitu ogrodu w historii naszej cywilizacji jest całe mnóstwo. Od skali osady, przez skalę klasztoru, po skalę miast-ogrodów.
Od ogrodu i sztuki jego doglądania wszystko się zaczęło. Cała nasza cywilizacja. I to w ogrodzie właśnie należy – moim zdaniem – szukać sposobów na rozwiązanie większości problemów naszej cywilizacji.
Może dopiero jesteśmy u progu takiego stopnia rozwoju cywilizacji, który pozwoli nam na wprowadzenie w życie utopijnych wizji XIX-wiecznego architekta Ebenezera Howarda?
Kto wie?
W każdym razie rozwój technologii komunikacyjnych, zmiany struktury społecznej, gdzie coraz większa część klasy pracującej ma umiejętności pozwalające na wykonywanie swojej wysoce specjalistycznej pracy zdalnie – z jednej strony, przy postępującej atomizacji społeczeństwa ze wszystkimi jej konsekwencjami jak depresje, samotność z drugiej, wydają się być świetną przyczyną do tego aby na nowo odkryć zapominane już sztuki uprawy i pielęgnacji ogrodów.
Co więcej! Uważam, że ogród może być także remedium na postępującą laicyzację społeczeństw. W warzywie leżącym na półce w supermarkecie nie ujrzysz bowiem cudu narodzin i niezwykłej siły życia! Pośród zalewu plastikowych promocji nie doświadczysz bogactwa natury, nie poczujesz zachwytu nad idealną synergią świata wkomponowaną w jego naturalne cykle.
***
Inwestycja, którą planowaliśmy na „Truskawkowym Polu” jest zlokalizowana około dwudziestu pięciu kilometrów od największego w Europie magazynu wysokiego składowania. Oprócz swej maksymalnej kubatury magazyn jest wyjątkowy jeszcze pod jednym względem: Do jego bieżącej obsługi wystarczy jedna osoba. Wszystko w środku odbywa się automatycznie, internetowo i magicznie. Osoba obsługująca magazyn nie musi nawet być na miejscu. Może siedzieć sobie na przykład w „truskawkowym” ogrodzie lub w Bio_Arce i za pomocą dobrodziejstw naszego cyfrowego, paradoksalnego świata wykonywać swoją pracę.
Obok magazynu pracują w trybie ciągłym dwie wielkie fabryki – montownie sprzętu AGD do których dowożeni są autobusami z miejscowości oddalonych nawet o 70km. Jeszcze są potrzebni. Ludzie w granatowych kombinezonach przyuczeni do wykonywania prostych powtarzalnych czynności w łańcuchu produkcji. Będą tutaj potrzebni tylko do dnia w którym rachunek ekonomiczny nie wykaże iż pełna automatyzacja będzie się bardziej opłacać. Od tego dnia do obsługi fabryki będzie potrzebny tylko jeszcze jeden człowiek ze stałym podpęciem do internetu.
Takie miejsca jak planowane „Truskawkowe Pole”, czy moja „Bio_Arka” są na drugim końcu osi, na drugim biegunie względem tego wokół którego kręci się świat magazynu Amica. W tym świecie opłacalny i racjonalny jest globalny mechanizm w którym sprzęty produkowane we Wronkach sprzedawane są niemal na całym świecie, podczas gdy w markecie ze sprzętem AGD w tym samym miasteczku można kupić praktycznie nie różniące się od siebie pralki, lodówki, telewizory produkowane gdzieś hen daleko, między innymi tam dokąd eksportuje swoje produkty Amica. Globalizacja kontra utopijna lokalność.
W tym samym świecie z okolicznych dla nas wiosek znikają zwierzęta gospodarskie. Żyjemy we wsi, w której nie ma już od kogo kupić świeżego mleka. Nikt już nie ma krowy na własne potrzeby. Nie opłaca się. Jest kilka małych farm, ale ich właściciele nie są zainteresowani kłopotaniem się z detaliczną, sąsiedzką sprzedażą.
W naszej wsi mało kto pracuje jeszcze na własnej ziemi, na własny rachunek. Wielu wyjechało, część z tych co zostali pracuje w zakładach pracy w okolicznych miasteczkach. Swoją mrówczą aktywnością napędzają ten globalny młynek obłędnej produkcji, wciąż rosnącego transportu i zużycia zasobów. Świat w którym prawdziwie żyje ten co jak największą ilość dóbr przywiezie na swoją działkę, aby potem wystawić przy drodze pękate worki z posegregowanymi odpadami.
Wszyscy jesteśmy centrami cyrkulacji, czarnymi dziurami entropii. Od nas, zależą wielkości orbit po których krążą zużywane przez nas wytwory ludzkiej cywilizacji.
Swoje życie można zaprojektować tak aby maksymalnie jak to możliwe, bez uszczerbku dla komfortu naszych rodzin i nas samych zmniejszyć zakres naszego oddziaływania na świat. Zamknąć możliwie jak największą część naszej aktywności (rodzinnej, zawodowej) w bezpośredniej bliskości domostwa. Zaprojektować dom i wszystko co wokół niego jako system. Centrum lokalnej cyrkulacji energii, materii organicznej i wody. Wierzę głęboko, że nawet dziś jest możliwe.
Oczywiście nie uda nam odciąć się całkiem od cywilizacji (która umożliwia dziś takie życie), nie pozbędziemy się obłudy i hipokryzji, nie osiągniemy już na pewno poziomu samowystarczalności znanego mieszkańcom tych ziem raptem sto lat temu. Ale chociaż zasadzimy własną jabłoń, przygotujemy sami przetwory, może nawet uda się utrzymać małe stado rogacizny czy drobiu. Zamkniemy lokalnie obieg wody, sami wyprodukujemy część energii (wiem, wiem – za pomocą chińskich ogniw!), czy tak urządzimy sobie życie aby nie zostawić po sobie zbędnych śmieci.
A o tym jak budować aby zużywać jak najmniej zasobów jakimi są energia, materiały i woda…. pewnie w kolejnym wpisie. :)
Zdjęcie z lotu ptaka magazynu Amica we Wronkach
* zdanie to jest trawestacją tekstu pieśni śpiewanej przez Grzegorza Turnaua: https://www.youtube.com/watch?v=QKLDrGXe694
Zostaw komentarz